Streszczenie "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej



Bogumił i Barbara Maciej Niechcic - dziad Bogumiła, był właścicielem trzech posiadłości i człowiekiem przynależącym do hermetycznie zamkniętej grupy okolicznego ziemiaństwa. Jednak po pewnym czasie zaczął szukać znajomych w innym środowisku. Często też pojawiali się w jego domu uczeni, artyści, dziennikarze i działacze polityczni. Stało się to przyczyną niechęci, jaką żywili do niego członkowie ziemiańskiej "kasty". Po powstaniu listopadowym zamienił jeden ze swych majątków na inny, ale nie był w tym przypadku zbyt przezorny i szybko utracił nową posiadłość (obciążoną hipotecznie już w chwili nabycia), a wraz z nią drugi dziedziczny folwark. Michał - syn Macieja, odziedziczył po nim dobra Jarosty, ale również i "niespokojne usposobienie". Ożenił się on z "nowicjuszką panien dominikanek, Florentyną Klicką, bardzo ładną i bardzo ubogą panienką znakomitego nazwiska, która wstąpiła była do klasztoru, żeby nie być na łasce bogatych krewnych". Bogumił - ich najmłodsze i jedyne pozostałe przy życiu dziecko, wraz z ojcem brał udział w powstaniu styczniowym, do którego Michał przyłączył się zaraz po wybuchu. Po klęsce powstania Jarosty zostały skonfiskowane, ojciec Bogumiła zaś został zesłany na Syberię. Podążyła za nim żona, która powróciła do kraju po śmierci męża. Chłopiec został przygarnięty przez krewnych, którzy nie odnosili się ze zbyt wielkim szacunkiem do potomstwa Macieja Niechcica. Bogumił szybko od nich uciekł i na pewien czas zniknął. Po wielu latach powrócił do matki, która wówczas "dożywała swych dni" jako rezydentka w majątku Krępa, gdzie długo pracowała, a w tym czasie opiekowała się dodatkowo swym bratem, Klemensem, byłym powstańcem "nie mającym środków do życia i słabym na umyśle", którego zabrała z przytułku. Dziad Barbary, Jan Chryzostom Ostrzeński - był "pełnym życia hulaką, którego wszyscy lubili, gdyż ze wszystkimi pił, polował, grał w karty i tańcował". Żyjąc w taki sposób stracił swą posiadłość Lorenki, zostawiając synom "tylko drobne dzierżawy". Jego syn Adam - ojciec Barbary, w przeciwieństwie do swych braci również wolał zabawy od zajmowania się majątkiem i po utracie swej dzierżawy przeniósł się do miasta, "gdzie został urzędnikiem skarbowym". Utrzymywał stosunki towarzyskie jedynie z okoliczną ziemiańską szlachtą, wśród której, pomimo braku majątku, był dobrze widziany. Ożenił się z Jadwigą Jaraczewską, którą ojciec - człowiek przywiązany do "tradycji, herbu i rodu" - wydał za mąż wbrew skłonności, jaką żywiła do pracującego w sąsiedztwie guwernera mieszczańskiego pochodzenia. Adam szybko stracił posag małżonki i od czasu do czasu zdarzało mu się, że porzucał ją dla innych kobiet. Barbara - była najmłodszą z ich sześciorga dzieci. Kiedy miała pięć lat, jej ojciec zginął od uderzenia pioruna. Pani Jadwiga "za namową seniora rodu, bogatego radcy Joachima Ostrzeńskiego, poczuwającego się do opieki nad rodziną lekkomyślnego krewniaka" przeniosła się wówczas do Kalińca. Po roku wybuchło powstanie styczniowe i chłopcy mieszkający u niej na stancji "poszli do lasu" wraz z jej najstarszym synem, Danielem. Coraz bardziej gnębiła ją bieda, jednak robiła wszystko, aby dać swym dzieciom wykształcenie. Po powrocie Daniela wystarała się dla niego o możliwość ukończenia gimnazjum i wstąpienia do Szkoły Głównej. Julian, jej drugi syn, kształcił się w Petersburgu, gdzie otrzymał później posadę. Daniel powrócił do matki. Podjął pracę w prywatnej szkole. Teresa, jej starsza córka, po ukończeniu gimnazjum została nauczycielką, a Basia zaczęła udzielać lekcji w prywatnych domach. I Od tego czasu poprawiła się wyraźnie sytuacja pani Ostrzeńskiej. Przeniosła się z dziećmi do porządnego mieszkania, a w jej domu często zaczęli licznie bywać przyjaciele Daniela i Teresy, wśród których znajdowali się między innymi studenci, młodzi prawnicy, lekarze i nauczyciele. Towarzystwo zabawiało się dyskusjami na najrozmaitsze tematy, muzyką, spacerami i wycieczkami. Latem przenoszono się do radcy Joachima, który chętnie gościł u siebie panią Jadwigę i całą towarzyszącą jej młodzież. Panna Basia brała czynny udział w tych rozrywkach. Wśród gości znajdował się młody i bardzo przystojny prawnik, Józef Toliboski. Pewnego razu, w czasie wycieczki, Barbarze spodobały się kwitnące nenufary rosnące w rzece. Pan Józef tak, jak stał, wszedł do wody i po niedługim czasie wręczył pannie naręcze ciężkich kwiatów. Po kilku latach Daniel i Teresa pozaręczali się, co wbrew obawom ich młodszej siostry nie przerwało towarzyskich spotkań grupy tych młodych inteligentnych i energicznych ludzi. Przede wszystkim obawiała się ona, iż pozostanie na uboczu, podczas gdy pierwsze miejsce zajmie w towarzystwie jej piękna szwagierka, Michalina. Jednak obawy te okazały się płonne, Basia zaś zaprzyjaźniła się ze szwagierką. Przez kolejne dwa lata rozwijała się również jej przyjaźń z Józefem Toliboskim. Jednak po upływie tego okresu okazało się, że Józef porzucił swą świetnie zapowiadającą się karierę i ożenił się z niezbyt ładną, ale bogatą panną Narecką. Osiadł później w majątku panny młodej - Borownie, leżącym niedaleko Kalińca. Zawiedziona Barbara wyjechała wówczas do Warszawy, gdzie zaczęta się uczyć krawiectwa. Po wyczerpaniu się funduszy pożyczonych jej przez szwagra, porzuciła krawiectwo, ale pozostała w Warszawie udzielając prywatnie lekcji. Życie w wielkim mieście umożliwiało jej otrząśnięcie się z melancholii. Wakacje i ferie spędzała na Litwie u rodziny szwagra lub u dalekiej krewnej Ostrzeńskich, pani Ładziny, mieszkającej z mężem w Borku na Mazowszu. Pewnego razu na jednym z tańcujących wieczorków, urządzanych przez pana Jana przede wszystkim ze względu na Barbarę, bardzo zainteresował się jej osobą młody Bogumił Niechcic. II Panna Ostrzeńska miała tej zimy dwadzieścia pięć lat, Bogumił zaś trzydzieści sześć. Został przedstawiony Barbarze, ale nie zainteresował jej zbytnio. Barbara przyjechała ponownie do Borku dopiero latem. Bogumił zaczął wówczas częściej bywać u Ładów. Panna dowiedziała się o jego powstańczej przeszłości i późniejszym, obfitującym w przygody życiu, jednak nie doczekała się ani razu jego opowiadań na ten temat. Na jednym ze spotkań zetknęła się z dwoma oficerami rosyjskimi. Widok wrogów ojczyzny drażnił ją i dała to odczuć jednemu z nich. Bardzo niekorzystne wrażenie wywarł na niej wówczas Bogumił, który pił z drugim oficerem i dobrze już podchmielony opowiadał mu przeżycia z czasów powstania. Wydarzenie to zostało po jakimś czasie przez nią zapomniane, jednak nie potrafiła jakoś żywić bardziej życzliwych uczuć względem Niechcica, który nie był ani dowcipny, ani wykształcony. Dużą rolę grał tu też jej pierwszy miłosny zawód. W dniu wyjazdu panny Bogumił oświadczył się jej. Nie mając czasu na dokładne wyjaśnienie swego stanu wewnętrznego, a zarazem nie chcąc go zranić, dała mu nadzieję obiecując za jakiś czas odpowiedzieć. III W listach Barbary kierowanych do Teresy, często znajdowały się w tym okresie wspomnienia o Toliboskim, które dopiero w zimie zaczęły ustępować miejsca rozważaniom dotyczącym Bogumiła. W Boże Narodzenie odbyły się zaręczyny Niechcica z panną Ostrzeńską, po Nowym Roku zaś wyszły w Warszawie zapowiedzi. Również w czasie świąt Basia zapragnęła odwiedzić i poznać matkę Bogumiła. Wizyta nie wyglądała tak, jak to sobie panna wyobrażała. Majątek w Krępie, którego Bogumił był zarządcą, nie wywarł na niej zbyt miłego wrażenia. Wbrew swym wcześniejszym wyobrażeniom nie potrafiła też traktować ubogiej i schorowanej matki Bogumiła z wymarzoną wielką troskliwością i dobrocią. Dopiero pod koniec wizyty, gdy zobaczyła w ogrodzie ładny domek, który należał w tym momencie do administratora Winczewskiego, mającego go opuścić po Nowym Roku, zaczęła nieco bardziej życzliwie przyglądać się temu miejscu. Po powrocie do Warszawy znów opadły ją wątpliwości i obawy z powodu zamiany wesołego życia w Warszawie na pustkę Krępy. Tuż przed ślubem otrzymała wiadomość, że ani Teresa z mężem, ani Julian nie mogą przybyć na uroczystość. Barbara wpadła prawie w rozpacz, z której jednak wyrwało ją nieoczekiwane przybycie Bogumiła z Ładami. Cała czwórka udała się wpierw do kawiarni, a następnie do teatru, gdzie panna Ostrzeńska mogła zaobserwować, jakim powodzeniem u niektórych lepiej sytuowanych kobiet cieszy się jej narzeczony. Owe obserwacje i liczne wrażenia wyniesione z teatru odmieniły nieco jej postawę i nie zraziła jej nawet wiadomość, że po ślubie jeszcze do kwietnia będzie musiała mieszkać z mężem w pokoiku obok matki Bogumiła. W dzień ślubu, już w kościele, Bogumił dowiedział się o śmierci swej matki. Barbara dowiedziała się o tym jednak dopiero po ceremonii i oboje wyruszyli niezwłocznie do Krępy, dokąd dotarli późną nocą. IV Niechcicowie nie otrzymali mieszkania w umówionym terminie i byli zmuszeni po zostać w starym, opanowanym przez myszy domu, w którym mieszkali wraz z nimi"ogrodowy" z żoną i córką, stara komornica Ludwiczka oraz wuj Bogumiła, Klemens Klicki. Barbara miała początkowo dużo problemów z przyzwyczajeniem się do odmiennego niż w mieście rozkładu dnia, prac i obyczajów. Pomagały jej w tym Ludwiczka i Bylisia służąca Barbary, od których młoda gospodyni uczyła się wszystkiego, co tylko miało związek z pracami gospodarskimi, a po części i domowymi. Dużo czasu spędzała również z Klemensem, który, ciężko ranny od uderzenia kozacką piką w czasie powstańczej potyczki, postradał zmysły, a którego szaleństwo nie było niebezpieczne dla otoczenia. Jedyną rzeczywistością było dla niego powstanie, o którym opowiadał nieraz z niezwykłą trzeźwością umysłu. Często też uciekał do lasu, gdzie krył się przed urojonymi Rosjanami. Barbara bardzo troskliwie się nim opiekowała i w końcu nie mogła spokojnie usiedzieć na miejscu, jeśli nie miała go na oku, gdyż ciągle obawiała się o jego zdrowie. Razem z nim przesiadywała często żona "ogrodowego" Nebelskiego, który wywodził się z ubogiej szlachty, ale mimo ubóstwa był bardzo dumny ze swego pochodzenia. Od czasu do czasu pani Barbarze zdawało się, iż spodziewa się dziecka i spędzała jej sen z powiek "wydumana" troska, że jej dzieci w wyniku dziedzicznych obciążeń "mogą być idiotami". Pewnego jesiennego wieczoru Klemensowi udało się wymknąć z domu. Znaleziono go dopiero po północy, zziębniętego i przemoczonego. Po tej przygodzie dostał zapalenia płuc i po trzech tygodniach zmarł. V Po śmierci Klemensa Barbara nie wiedziała, co zrobić z dużą ilością wolnego czasu. Wybierała się więc na spacery do lasu. Ponieważ jednak pewnego razu przestraszyła się odgłosów dochodzących z gęstych zarośli, a uciekając natknęła się na grupę rosyjskich żołnierzy, których widok przeraził ją jeszcze bardziej, zaczęła odwiedzać w pobliskim Borku panią Zenobię, z którą gawędziła, czytała książki i szyła. W niedziele, o ile Bogumił nie brał udziału w zebraniach okolicznych rządców, Niechcicowie odwiedzali znajomych, czy też - choć ze względu na niewielkie rozmiary i ubóstwo swego mieszkanka dość rzadko - przyjmowali gości u siebie. Dość często Bogumił z małżonką odwiedzali w Turobinie swego krewnego - Hipolita Niechcica, którego żona, Urszula, odznaczała się szczególną gospodarnością i talentami kulinarnymi, a oprócz tego była wykształcona, znała "francuski i muzykę" oraz umiała wspaniale szyć. Gospodarze lubili chwalić się swym pochodzeniem (Hipolit był potomkiem Adriana Niechcica) oraz swą młodszą, uroczą córeczką. Po owych spotkaniach pani Barbara odczuwała dotkliwie swą niedoskonałość, porównując się z niezwykle wprawionymi w prowadzeniu gospodarstwa domowego paniami. Owe przykre spostrzeżenia były dla niej bodźcem do snucia wspaniałych marzeń o przyszłości, w których Barbara widziała siebie jako krzewicielkę kultury umysłowej na prowincji oraz duszę okolicznego towarzystwa. Marzyła też o tym, jakie będzie miała piękne i niezwykle uzdolnione dzieci, które będą chlubą rodziców. Trudno jej było skoncentrować się na pełnieniu codziennych obowiązków, ale starała się jak mogła, aby okazać się dla Bogumiła dobrą małżonką i choć zdawała sobie sprawę z tego, iż nie wyszła za mąż z miłości, coraz bardziej zaczynała cenić Bogumiła i gorące uczucie, które dla niej żywił, a które okazywał na każdym kroku, mimo że byt tak bardzo zajęty pracą, iż nie miał zbyt wiele czasu na przebywanie w domu. VI Po Nowym Roku rządca Winczewski, który wziął w dzierżawę Jarosty, zwolnił domek, do którego mogli się wreszcie przeprowadzić Niechcicowie. Bogumił natychmiast zajął się uporządkowaniem i odświeżeniem nowej siedziby, w czym bardzo dopomógł mu Nebelski. Pani Barbara mogła teraz wreszcie dać upust swej energii i zamienić przynajmniej część swoich marzeń w rzeczywistość. Zajmowała się - w miarę skromnych możliwości - upiększaniem domu, ogródkiem oraz hodowlą drobiu. Pracą w ogrodzie zajęła się też Ludwiczka, co prawda już siedemdziesięcioletnia, ale wciąż silna i energiczna kobieta. Pani Barbara upiększając sprzęty własnej roboty narzutami i serwetami oraz dekorując mieszkanie bukietami ziół miała na względzie przede wszystkim Bogumiła, który jednak nie przywiązywał do tego większej wagi, jako do rzeczy niekoniecznej do życia, choć cieszył się, iż nowy dom podoba się i sprawia radość ukochanej małżonce. Ponieważ jednym z marzeń Barbary było zaproszenie do siebie jej rodziny, a w tym czasie mogło ono już zostać spełnione, pani Niechcicowa - pewna już tym razem, iż spodziewa się dziecka - postanowiła wpierw odwiedzić na Wielkanoc Kaliniec. Bogumił obawiał się o jej zdrowie, ale w końcu ustąpił. VII Podczas wizyty w Kalińcu Niechcicowie zatrzymali się u Kociełłów. Bogumił dużo czasu poświęcał zabawie z Oktawią i Sabiną, córkami gospodarzy, które ich ojciec - mało zresztą przebywający w domu - nieco pod tym względem zaniedbywał. Pani Barbara natomiast mogła spędzać długie godziny na rozmowach z ukochaną i mądrą siostrą. Poza tym mogła podziwiać osiągnięcia Michaliny Ostrzeńskiej i Stefanii Holszańskiej na polu pracy społecznej. Obie panie "powołały na powrót do życia obumarłe Towarzystwo Dobroczynności", założyły publiczną czytelnię, trzy żłobki, przytułek dla starców, dążyły do założenia Towarzystwa Muzycznego oraz wkładały wiele wysiłku i inwencji w działalność dobroczynną, pobudzając zarazem do działania innych mieszkańców. Obserwacje doprowadziły panią Niechcicową do wniosku, że dla prowadzenia działalności społecznej liczy się nie wykształcenie, ale sam fakt życia w mieście i zapragnęła przenieść się wraz z małżonkiem do Kalińca, aby móc prowadzić podobną działalność. VIII Pani Jadwiga Ostrzeńska przez długi czas żyła wyłącznie dla swych dzieci i dlatego po ich usamodzielnieniu poczuła się niepotrzebna i zaczęła odczuwać lęk przed całym światem. Mieszkała na zmianę to u Kociełłów, to u Ostrzeńskich, ale nigdzie nie czuła się dobrze. Udało się jej kiedyś wygrać "ćwierć losu na państwowej loterii klasowej" i wynajęła sobie osobny pokoik z kuchnią, gdzie żyła hodując kaktusy. Jej nerwy jednak wciąż dawały o sobie znać i stan jej zdrowia nie był przez to najlepszy. Odwiedziny Bogumiła wlały w nią nieco nowego życia. Wywarł on na niej - podobnie jak na młodych krewnych i przyjaciołach Barbary - pozytywne wrażenie. W ~towarzystwie miejscowej "śmietanki" nie czuł się bynajmniej nieswojo, mógł teraz wreszcie swobodnie porozmawiać na różne interesujące go tematy związane przede wszystkim z życiem wiejskim. Piątego dnia pobytu Niechciców w Kalińcu u Ostrzeńskich urządzone zostało pożegnalne spotkanie, w którym wzięli udział wszyscy prawie starzy znajomi i przyjaciele Barbary. Rozmawiano o sukcesach Modrzejewskiej w Ameryce i o utworach młodego Sienkiewicza. Po pewnym czasie zaczęły dominować tematy patriotyczne, którym towarzyszyły liczne pieśni. Później wspominano dawne czasy; nie poruszając - ze względu na Barbarę - jedynie sprawy nieobecnego Józefa Toliboskiego. Atmosfera przyjęcia sprawiła, że pani Niechcicowa poczuła ponownie swą przynależność do tej społeczności i znów zapragnęła tu powrócić. Jakby w odpowiedzi na te myśli Michasia i Stefania wyraziły swą opinię, iż Barbara powinna przenieść się na powrót do Kalińca, gdyż właśnie tu, w mieście, jest teraz miejsce i duże pole do działania "dla tych, co stracili pozycję na wsi" - zubożałej szlachty i ziemian, których zdolności odziedziczone po przodkach są w stanie wyrwać Polskę z otchłani zaborów. Noc przed wyjazdem była dla Niechciców bardzo niespokojna, gdyż Barbara źle się poczuła, a ponadto męczyły ją myśli związane z tym, co usłyszała tego wieczoru. Nie dawały jej też spokoju słowa usłyszane od matki, która twierdziła, że małżeństwo z Bogumiłem było mezaliansem. Na rozważaniach, w których Barbara nie potrafiła zająć w końcu wyraźnego stanowiska i wewnętrznych polemikach upłynęła jej cała noc. Uspokoiła się nieco dopiero następnego ranka, którego wiosenny urok wpłynął na nią kojąco. IX Niechcicom urodził się syn, Piotruś. Od samego początku stał się ulubieńcem całego otoczenia. Pani Barbara nawiązała też bardziej przyjazne niż dotąd stosunki z dworem. Bogumił natomiast stał się "głównym pomocnikiem dziedzica w zarządzaniu wszystkimi folwarkami Krępy". Pięć córek pana Wojciecha okazywało dużo zainteresowania Piotrusiowi, a i on sam oraz jego małżonka odnosili się do chłopca z wielką życzliwością. Mieli jednego syna, ale pomimo urody był on chorowity i z tego powodu wciąż przebywał w zagranicznych uzdrowiskach, każdy zaś, kto go choć przez chwilę obserwował, dostrzegał, iż ów młodzieniec jest - w przeciwieństwie do małego Piotrusia - jakby pozbawiony życia. Dom Niechciców odwiedzali w czasie lata również Ostrzeńscy i Teresa. Przywozili też tutaj na wypoczynek swe dzieci, co dodawało pani Barbarze wiele zajęcia, ale zarazem dużo radości. W małżeństwie Bogumiła i Barbary nastąpił kryzys. Bogumił, wciąż nad życie zakochany w małżonce, starał się w niczym jej nie urazić, ale często nie potrafił odgadnąć jej życzeń i często był dla niej "zbyt delikatny", co doprowadziło ją do zniechęcenia. Osoba męża zaczęła ją nawet drażnić, choć powstrzymywała się od okazywania mu tego. Zaczęła marzyć o zamieszkaniu wyłącznie z synkiem. Jednak swych planów nie zrealizowała, gdyż za każdym razem, kiedy była już zdecydowana powiedzieć mu prawdę i odejść, on wyjeżdżał w interesach, co dawało jej odczuć, że jednak jest jej w jakimś stopniu niezbędny. Myślała też przez pewien czas o znalezieniu sobie jakiegoś mężczyzny, którego byłaby zdolna obdarzyć uczuciem, ale kiedy okazał jej swe zainteresowanie pewien młody i przystojny nauczyciel z Borku, odprawiła go poprzestając na zadowoleniu, że "jako kobieta ma jeszcze jakieś możliwości przed sobą" i doszła do wniosku, że "i bez tak zwanej miłości można być na świecie szczęśliwą". X Jesienią tego roku Piotruś skończył cztery lata. Pani Barbara zabierała go często na długie spacery po lesie, w czasie których oboje podziwiali piękno przyrody, matka zaś odpowiadała na wiele rozmaitych, nieraz nawet kłopotliwych pytań dziecka. Kiedy nastała zima, rodzice spędzali wieczory na zabawach z synkiem. Bogumił kupił sobie w tym czasie skrzypce i, jako że niegdyś nauczył się nieco grać na tym instrumencie, wygrywał wszystkie znane sobie piosenki, co doprowadzało nieraz Niechciców do sprzeczki, jako że Piotruś nieraz już po położeniu go do łóżka zrywał się i zaczynał tańczyć, domagając się od ojca akompaniamentu i wciągając rodziców do zabawy. Pewnej niedzieli, po świętach, państwo Niechcicowie wybrali się wraz z Piotrusiem na spacer. Po powrocie, nocą, chłopczyk dostał wysokiej gorączki. Następnego dnia wezwano lekarza z Mławy i felczera z Borku, ale wszystkie zabiegi nic nie pomogły. Następnej nocy, nad ranem, Piotruś zmarł. XI Niechciców ogarnęła rozpacz. Bogumił stracił panowanie nad sobą, wyszedł z domu ze strzelbą myśliwską i usiłował odebrać sobie życie, lecz wcześniej stracił przytomność, Barbara zaś przez cztery dni i noce leżała bez zmysłów w wielkiej gorączce. I jakkolwiek cierpiący ojciec odzyskał panowanie nad sobą, to jednak ona długo nie mogła powrócić do psychicznej równowagi. Co rano szła na grób dziecka i tam przesiadywała samotnie po kilka godzin w śniegu nie zwracając uwagi na to, co się wokół dzieje. Kiedy mąż dowiedział się o tym, zaczął się obawiać, że postradała zmysły, jednak tak się nie stało. Ciężko się natomiast rozchorowała i przez sześć tygodni przeleżała w łóżku bez przytomności. Przez cały ten czas znajdowała się pod troskliwą opieką Ludwiczki, służącej oraz panien Krępskich. Kiedy odzyskała świadomość, zaczęła traktować męża ozięble. Raz tylko - wkrótce po odzyskaniu sił - obdarzyła go kilkoma serdeczniejszymi słowami i spojrzeniami, sprawiając mu tym wielką radość. Opowiedział jej wtedy jeden z epizodów swego powstańczego życia. Po jednej z bitew, ciężko ranny, leżał nieprzytomny niedaleko Borku, przywalony stosem trupów. Mało brakowało, a zostałby wraz z nimi pochowany we wspólnej mogile, jednak zdobył się na wysiłek i jękiem czy też poruszeniem oznajmił swą obecność w świecie żywych. Pani Barbara niepokoiła się o męża, gdy długo nie wracał do domu, jednak czuł on, że obawa ta nie płynie z miłości i bardzo się martwił jej stanem, gdyż widział jak gasła mu w oczach. Postanowił nawet porzucić Krępę i przenieść się w okolice Kalińca. Pisał w tej sprawie do Teresy, jednak z nastaniem pięknego i słonecznego lata zaczął się wahać, aż wreszcie porzucił swój zamysł. XII Teresa doniosła listownie o nadarzającej się okazji wzięcia w dzierżawę majątku w Serbinowie, leżącym niedaleko Kalińca. Barbara, która odebrała ów list, nakłoniła męża, aby niezwłocznie pojechał na miejsce i postarał się zawrzeć kontrakt. Jeszcze przed wyjazdem małżonka opanowały ją wątpliwości, czy będzie to dobre rozwiązanie. Wkrótce potem Bogumił powrócił rozpromieniony z wieścią, iż zawarł z pełnomocnikiem właścicielki - Letycji Mioduskiej - panem Dalenieckim umowę na pięć lat. Bogumił oznajmił też, że majątek jest zdewastowany w wyniku nieudolnego zarządzania, ale to nie umniejszyło jego zapału, a nawet zdopingowało go do dołożenia starań, aby wydźwignąć majątek z upadku. Cieszył się też ze względu na żonę, której ta odmiana mogła przywrócić siły i spokój ducha. Pani Barbara nie była zachwycona wizją porzucenia jako tako urządzonego domku i przeniesienia się do zrujnowanego i zapuszczonego dworku, ale więcej nie oponowała. Wśród zwykłych robót minęło lato i nadszedł czas przeprowadzki. XIII Pewnej niedzieli Niechcicowie pojechali do Turobina pożegnać się z Hipolitem i jego rodziną. Dom Hipolita prowadzony ręką pani Urszuli nadal obfitował we wszystko, jednak gospodarstwo podupadało. Tego samego dnia Bogumił z Barbarą udali się do Borku, do Ładów. Pan Jan, lubiący gwar i wesołe towarzystwo, sprosił na ich pożegnanie liczną grupę gości, wśród których znaleźli się wszyscy znajomi Barbary z jej czasów panieńskich. Początkowo wzbraniała się przed wzięciem udziału w zabawie, ale uległa namowom pana Jana i młodego miejscowego nauczyciela. Wino i atmosfera beztroskiej zabawy spowodowały, że Barbarę przestały razić nawet "prostackie zalecanki" Łady, odbywające się na oczach posmutniałego Bogumiła. Ale w pewnym momencie położyła tamę tym zalotom i opuściła towarzystwo, aby pożegnać się ze zmizerniałą i nie cieszącą się dobrym samopoczuciem panią Zenobią. Po powrocie do domu pani Niechcicowa, która wypiła nieco zbyt wiele wina i szampana, na nagabywania Bogumiła przerażonego jej zachowaniem, wskazującym ewentualność rozpadu ich związku, przyznała się, iż przed dwoma laty miała już możliwość porzucić męża dla młodego nauczyciela, jednak stwierdziła jednocześnie, że nie zdradzi go i nie opuści, gdyż złożyła przed ołtarzem przysięgę, której nie ma zamiaru złamać. XIV Następny dzień upłynął Niechcicom na przygotowaniach do przeprowadzki i pakowaniu meczy, choć właściwie robiła to Barbara z pomocą swej służącej Bylisi, Nebelskiego i Ludwiczki. Bogumił zaś większość czasu spędził pracując w stodołach, oborach i na polu. Kolejnego dnia Bogumił z Barbarą dokończyli pakowanie, a następnie odwiedzili cmentarz i udali się na obiad do Krępskich. Im bliższy był moment wyjazdu, tym ciężej było im rozstać się z tym miejscem. W końcu jednak wyruszyli. Najpierw dotarli do Warszawy, gdzie spędzili kilka nocnych godzin na dworcu Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, oczekując na pociąg. Potem jechali karetką pocztową do Serbinowa, gdzie dotarli o zmroku i przesiedli się do oczekującego ich powozu, który dowiózł ich do ukrytego w starym ogrodzie dworku. XV Położona na rozciągającej się aż po horyzont równinie, całkiem zawilgocona i zabłocona posiadłość nie znalazła początkowo uznania w oczach pani Barbary, która porównywała ją z położoną w suchej i pięknej, lesistej okolicy, Krępą. Gospodarka w Serbinowie okazała się jeszcze bardziej zaniedbana niż się to początkowo Niechcicom zdawało. Oboje jednak zabrali się do pracy. Przez pierwszych kilka miesięcy musieli jednak oprócz rozwiązywania codziennych problemów zmagać się z byłym zarządcą Lalickim, który nie otrzymał obiecywanej posady i poszukując innej, nadal mieszkał tu z żoną i córką, a co gorsza ciągle rościł sobie pretensje do prawa własności takiego czy innego sprzętu, narzędzia czy drobiazgu i nieraz - zasłaniając się zaległymi należnościami - uciekał się do rabunku. Starał się też jak mógł, aby zniechęcić Niechciców do tego miejsca. Chcąc się go szybciej pozbyć Bogumił nawet zaczął się starać w Kalińcu - z pomocą Lucjana - o jakąś posadę dla byłego rządcy. Wreszcie w lutym Laliccy opuścili Serbinów, żegnani przez nowych gospodarzy z ulgą. Od samego początku Bogumił był zmuszony zaciągnąć długi, aby jakoś ratować gospodarstwo przed kompletnym upadkiem, gdyż okazało się, że niektóre zabudowania i sprzęt wręcz się rozpadają. Wydał też wojnę chwastom pleniącym się bujnie na polach. Barbara natomiast borykała się z podobnymi problemami w domu i w ogrodzie. Dworek otaczało sześć stawów, które były źródłem wilgoci oraz - według jej opinii - siedliskiem malarii i lęgowiskiem komarów. Choć z początku prosiła ona męża o zasypanie niektórych, jednak później zmieniła zdanie, dochodząc do wniosku, iż są one podstawową przyczyną bujnego rozwoju tutejszych roślin. W ciągu roku zmagania z wielkimi trudnościami i ciężką pracą udało się Niechcicom poprawić stan majątku i choć w tym czasie nie przyniósł on zysków, jednak pełnomocnik Daleniecki który przybył, aby skontrolować działalność Bogumiła, był tak zadowolony, iż wypłacił mu pensję z prywatnej kasy pani Mioduskiej, co pozwoliło gospodarzom poczynić niezbędne zakupy dla domu i gospodarstwa oraz doprowadzić dworek do stanu pełnej używalności. Na jesieni urodziła się im córeczka - Agnieszka Teresa, na chrzest której przybyli: Kociełłowie, Ostrzeńscy, pani Jadwiga oraz Anzelm Ostrzeński, cioteczny brat maleństwa. Dziecko początkowo było tak wątłe i słabe, że istniała obawa, czy będzie żyło. Na szczęście Agnisia była zdrowa i rozwijała się prawidłowo. XVI Niechcicowie - przede wszystkim przez wewnętrzne opory, jakie miała Barbara - nie odwiedzali swych sąsiadów ani ich do siebie nie zapraszali. Wyjątek stanowiło dwóch ludzi: Walenty Przybylak i Leon Woynarowski. Przybylak - "właściciel folwarku Środa, leżącego tuż pod miasteczkiem Nieznanów i o parę wiorst od Serbinowa" był prostym gospodarzem wiejskim, "co się dorobił majątku częściowo chodząc za młodu na Saksy, częściowo podejmując się w późniejszych czasach parcelacji wiejskich folwarków między włościan". Pana Woynarowskiego, właściciela sąsiedniego Pamiętowa, poznali dopiero w drugim roku swego pobytu w Serbinowie, gdyż wcześniej przebywał za granicą lub w Warszawie, zajmując się przeprowadzeniem "rozwodu czy separacji z żoną". Był człowiekiem wykształconym i swoją wiedzą na najrozmaitsze tematy wzbudził sympatię Barbary, ale pani Niechcicowa nabrała do niego niechęci, gdy Bogumił poszedł do niego pewnego razu "na karty" i powrócił nad ranem, czym bardzo ją zaniepokoił i zdenerwował. Gospodarze Serbinowa nie spotykali się też zbyt często z rodziną, gdyż Barbara za życia Piotrusia przestała marzyć o Kalińcu i wspominać przeszłość, po jego śmierci zaś widok starych znajomych zaczął sprawiać jej przykrość. Tylko jej uczucia do Teresy nie uległy zmianie. Jednak zmieniła się sama Teresa: straciła radość życia i zapał przejawiany dotychczas przy wykonywaniu najbardziej nawet prozaicznych obowiązków. Trzeciego roku po przybyciu do Serbinowa Barbara wybrała się do Kalińca na zakupy. Opanował ją nastrój zniechęcenia, jednak gdy dowiedziała się, iż Teresa powróciła właśnie z zagranicy, natychmiast odzyskała energię i pojechała do siostry. Tutaj stwierdziła, iż Teresa nie jest zaniedbana, jak to sobie wyobrażała słysząc o nienajlepszym stanie jej zdrowia. W pewnym momencie spostrzegła podobieństwo zmarłego Piotrusia do swej siostry i doszła do wniosku, że Teresa z Bogumiłem stanowiliby piękną i dobraną parę. Było to dla niej wstrząsem. W czasie krótkiej rozmowy Barbara zauważyła też, iż jej siostrę trapi coś więcej niż tylko choroba ciała, ale nie dowiedziała się na ten temat nic konkretnego. Po kilku dniach Teresa odwiedziła Serbinów. Był to ostatni dzień pobytu Dalenieckiego, który - jak co roku - przyjechał, aby sprawdzić funkcjonowanie gospodarstwa. Tym razem również okazał duże zadowolenie i chwalił Bogumiła upoważniając go jednocześnie do dokonywania potrzebnych wkładów pieniężnych w imieniu właścicielki. To popołudnie spędzili we czworo, ale Teresa rozmawiała przede wszystkim z Dalenieckim. Pełnomocnik odjechał tegoż popołudnia, odprowadzany przez Bogumiła, Teresa natomiast, ku zmartwieniu Barbary, która pragnęła z siostrą porozmawiać, a nie miała ku temu okazji, po kolacji również wyruszyła z powrotem do Kalińca. Barbarę zaskoczył fakt, że powóz gościa był wypełniony bukietami jaśminu, co - jak się okazało - było dziełem Bogumiła. XVII Podejrzewając, że Bogumił romansuje z Teresą, Barbara straciła tego wieczoru panowanie nad sobą i zrobiła mężowi awanturę, podczas której dała mu wyraźnie do zrozumienia, że go nie kocha i nigdy nie kochała. Po krótkim jednak czasie opamiętała się i - choć ciężko jej to przyszło - poprosiła go o wybaczenie i uzyskała je. W niedzielę Niechcicowie pojechali do Kalińca, aby odwiedzić Kociełłów. Po południu przybyli tam też Ostrzeńscy, aby pożegnać Teresę, która następnego dnia miała wyjechać z dziećmi na Litwę, by tam spędzić lato. Wszystkim zebranym dopisywał humor i nic nie psuło wspólnej zabawy. XVIII Nazajutrz mleczarz, który miał przekazać Teresie kwiaty na drogę, oznajmił, iż z powodu silnego bólu głowy odłożyła swój wyjazd o jeszcze jeden dzień. Barbara zaczęła się zastanawiać, czy jej siostra nie zmieni planów i przypadkiem nie przyjedzie do Serbinowa. Po południu przyjechały dorożką córki Teresy i zapłakane oznajmiły, że mama ciężko zachorowała. Barbara niezwłocznie ruszyła do Kalińca, aby się siostrą zaopiekować. Na miejscu dowiedziała się od Michaliny, że ta choroba to tyfus lub zapalenie mózgu. Przez kilka dni pani Niechcicowa czuwała przy chorej, która miała wysoką gorączkę. W pewnym momencie Teresa zaczęła odzyskiwać świadomość, co Barbara uważała za dobry znak. Zgromadzeni lekarze nie zaprzeczyli temu, ale też i nie potwierdzili. Ponieważ radzili, aby podawać Teresie śmietanę i maślankę, Barbara postanowiła owe specjały osobiście przywieźć z Serbinowa. Kiedy powróciła wieczorem okazało się, iż siostra zmarła w godzinę po jej odjeździe. XIX Po powrocie z pogrzebu pani Barbara przypomniała sobie dziwne słowa, jakie w chwili przytomności wypowiedziała do niej Teresa. Postanowiła więc udać się niezwłocznie do Kalińca. Z powodu przeziębienia i lekkiej choroby córeczki nie mogła jednak swego planu przez dłuższy czas wykonać. W miasteczku najpierw skierowała się na cmentarz, gdzie spostrzegła, iż Lucjan doprowadził już grób do porządku. Posadziła tam nieco kwiatów i udała się do szwagra. Dowiedziała się, iż zamierza on przenieść się do Częstochowy, gdzie chce postawić cementownię i w ten sposób spożytkować wreszcie należycie swą energię i talent organizatorski, które do tej pory znajdowały upust w hulankach sprawiających tak wiele przykrości zmarłej małżonce. Przed swym odjazdem Barbara otrzymała z jego rąk zalakowaną kopertę, którą przed śmiercią Teresa kazała jej przekazać. W Serbinowie pani Niechcicowa znalazła w kopercie swe listy pisane do Teresy i jej córek jeszcze przed ślubem z Bogumiłem. Wśród listów tych znalazły się także kartki zapisane ręką Teresy. Pisma owe były skierowane do jakiegoś mężczyzny o imieniu Tadeusz i Barbara skojarzyła wreszcie wszystkie tajemnicze i niedopowiedziane zwierzenia, które słyszała z ust siostry. Tajemnicą a zarazem wielkim cierpieniem biednej Teresy był jej romans z Tadeuszem Krępskim, synem poprzedniego pracodawcy Bogumiła. XX Jesienią tego samego roku Bogumił w porozumieniu z Dalenieckim przyjął do po mocy w kancelarii młodzieńca o nazwisku Roman Katelba. W tym samym czasie zniknęła niańka córeczki Niechciców, Rozalka. Pani Barbara musiała poszukać na jej miejsce kogoś innego. Rozalkę spotkała przypadkiem zimą będąc pewnego razu w kościele. Okazało się, iż dziewczyna spodziewała się przed swą ucieczką dziecka, którego ojciec nie chciał się z nią ożenić, a ona wstydziła się i bała powiedzieć o tym swym pracodawcom. Bogumił, wbrew nadziejom małżonki, po przyjęciu pomocnika bynajmniej nie zyskał wolnego czasu i wciąż był zajęty. Na uwagi rozdrażnionej tym stanem rzeczy Barbary i jej zarzuty, że myśli tylko o tym, aby napchać kieszenie Mioduskiej i Dalenickiemu, odpowiadał, iż pracuje z myślą o ukochanej przez siebie ziemi, a nie o jej właścicielach. Wczesną wiosną Niechcicom urodziła się córeczka, Emilia Florentyna. W tym samym czasie Ostrzeńscy doczekali się trzeciego syna - Bogdana. W rok i kilka miesięcy później w domu Niechciców powitano z radością kolejne dziecko - chłopca, któremu nadano imiona Tomasz Michał, a którego chrzciny stały się wielkim rodzinnym świętem. Pewnego letniego popołudnia Bogumił przywiózł list od Michaliny, która donosiła, że pani Jadwiga Ostrzeńska podupadła na zdrowiu. Barbara pod wpływem nagłego impulsu postanowiła przywieźć matkę na stałe do Serbinowa, na co Bogumił chętnie wyraził zgodę. XXI Pani Jadwiga mieszkała u Ostrzeńskich w małym pokoiku razem ze swymi ukochanymi kaktusami. Syn i synowa dbali o jej potrzeby materialne i zarówno oni, jak i inni członkowie rodziny odwiedzali ją od czasu do czasu, jednak dla niej czyjaś wizyta była jedynie oznaką, iż ów "ktoś" nie ma właśnie co zrobić z czasem. Czuła się więc coraz bardziej osamotniona i niepotrzebna. Wreszcie zaczęła sobie wmawiać, że jej syn, Julian, który mieszkał w Petersburgu i dobrze mu się powodziło, gdyż byt zdolnym i szanowanym inżynierem, potrzebuje jej opieki i pomocy w prowadzeniu domu. Pani Jadwiga wierzyła, że pewnego dnia, i to już pewnie niedługo, syn zabierze ją do siebie. W końcu nawet spakowała się i oczekiwała na przyjazd Juliana i nie można jej było tego postępowania w żaden sposób wyperswadować. Kiedyś Michalina, która jeździła od czasu do czasu do Petersburga, przekazała starszej pani fotografię Juliana opatrzoną jego własnoręcznym podpisem. Ona jednak nie chciała uwierzyć, że to jest jej syn. Między paniami doszło do sprzeczki, podczas której pani Jadwiga pokazywała fotografię Juliana sprzed kilkunastu lat, aby udowodnić swą rację. Widząc pogarszający się stan umysłu swej teściowej, Michalina doszła do wniosku, że korzystna byłaby w tym wypadku zmiana miejsca pobytu staruszki, a ponieważ nie mogła jej przekonać, wysłała do Niechciców list wyjaśniając sytuację i prosząc o pomoc. Przyjechali niezwłocznie, a kiedy wezwany lekarz stwierdzając początki sklerozy mózgu poparł projekt zmiany miejsca pobytu pani Jadwigi, Bogumił poszedł do niej, aby namówić ją na przyjazd do Serbinowa. Jego serdeczność i szczere, ciepłe słowa wywarły pożądany skutek i uradowana pani Jadwiga natychmiast zaczęła się przygotowywać do drogi, nie wspominając ani słówkiem o Julianie. XXII Pani Ostrzeńska otrzymała w Serbinowie przytulny pokoik, córka z zięciem otoczyli ją czułą opieką. Ich dzieci również niezmiernie cieszyły się z przyjazdu babci i spędzały z nią wiele czasu. Wszystko to wpłynęło na poprawę stanu starszej pani, gdyż poczuła się wreszcie komuś potrzebna, mimo iż jej życie nie różniło się wiele od życia prowadzonego ostatnimi czasy w Kalińcu. Jednak jej lepsze samopoczucie trwało tylko przez kilka miesięcy. Zaczęła się uskarżać na wzrok, żołądek i serce, a i umysł zaczął jej ponownie odmawiać posłuszeństwa. Pewnego dnia chciała wytrzepać dywanik. Ponieważ zrobiło się jej słabo, poprosiła o pomoc Józefę, mamkę Tomaszka, ale ta w obraźliwych słowach odmówiła. Została natychmiast odprawiona przez Bogumiła, który był świadkiem zajścia, jednak starsza pani dostała ciężkiego ataku. Józefa natomiast, pakując się, niby przypadkiem przycisnęła skrzynką do ściany Agnisię i Emilkę, które w tym miejscu akurat się bawiły. Tomaszek od tego momentu zaczął chorować. Któregoś dnia przyszła ze wsi znachorka, niejaka Kolańska. Pani Barbara początkowo nie chciała o niej nic słyszeć, jednak uległa namowom kobiet pomagających jej w prowadzeniu domu i zezwoliła na "odczynianie", które po pewnym czasie przyniosło rezultaty, choć Bogumił od samego początku nie wierzył w skutek takich działań, Barbara tłumaczyła poprawę stanu zdrowia dziecka przyzwyczajeniem do nowego pokarmu. Znachorka zajęła się też starszą panią, co wywarło jakiś korzystny wpływ na jej zdrowie, ale stan umysłu coraz bardziej się pogarszał i z czasem zaczęła ona sprawiać Niechcicom coraz więcej kłopotów. Zajmowali się nią jednak troskliwie i z dobrocią, a szczególną cierpliwość okazywał Bogumił, którego w końcu starsza pani wyłącznie tolerowała. XXIII Pewnego marcowego poranka, w trzy lata po swym przybyciu do Serbinowa, pani Jadwiga wymknęła się niepostrzeżenie z domu. Bogumił z Barbarą szybko się spostrzegli i dogonili ją na granicy Serbinowa. Po tej wyprawie staruszka dostała lekkiej grypy, która jednak stała się początkiem poważniejszych niedomagań. Później wystąpiły jeszcze inne dolegliwości i pani Jadwiga była zmuszona przeleżeć w łóżku kilka tygodni. Sprowadzani zewsząd lekarze nie potrafili jej pomóc - ku rozpaczy pani Barbary - zmarła. Bogumił, w przeciwieństwie do małżonki, potrafił się opanować i zajął się wszystkimi sprawami związanymi z pogrzebem. Trumna została najpierw przewieziona do kościoła w Małocinie, skąd następnego dnia przetransportowano ją na cmentarz. Pogrzeb zgromadził oprócz najbliższej rodziny dużą liczbę znajomych i sąsiadów pani Jadwigi z jej czasów panieńskich oraz miejscowych chłopów. Wieczne zmartwienie I Dzieci Niechciców nieco już podrosty i zaczęły powoli przejawiać różnice swych charakterów. Agnisia była spokojna i bardzo lubiła czytać książki. Lubiła też przebywać samotnie, choć zapraszana brała udział w zabawach młodszego rodzeństwa. Emilka natomiast źle czuła się w samotności i wciąż starała się przebywać w czyimś towarzystwie. "Tomaszek był psotny, nieusłuchany i zuchwały, a zarazem łatwy do nastraszenia i krętacz". Najwięcej też sprawiał w domu kłopotów. Wszyscy twierdzili, iż jest on bardzo podobny do swego dziadka, Adama Ostrzeńskiego. Główną organizatorką i towarzyszką ich zabaw była niańka - dziewczyna o imieniu Józia. Po pewnym czasie zaczął do niej przychodzić miejscowy parobek, Wawrzon, a później inny chłopak o imieniu Witek. Któregoś dnia dziewczyna przyszła wraz z owym Witkiem, aby prosić o zwolnienie i błogosławieństwo, gdyż zamierzała z nim wyjechać do miasta i poślubić go. Niechcicowie chcieli oboje zatrudnić u siebie, ale w końcu ulegli prośbom, obdarowali ich i obiecali przybyć na ślub. Do ślubu jednak nie doszło. Pół roku później pani Barbara przywiozła z Kalińca wieść że Józia "poszła na złą drogę". Dręczona poczuciem winy pani Niechcicowa postanowiła wraz z mężem dopomóc dziewczynie powrócić do uczciwego życia, ale ta wyjechała na dobre z Kalińca. II Barbara doszła do wniosku, że należy przyjąć nauczycielkę, która mogłaby kształcić dzieci. A ponieważ Hipolit Niechcic skarżył się kiedyś w liście, iż jego gospodarstwo chyli się ku upadkowi i zamierzał je sprzedać, zaś jego starsza córka Aneczka, która ukończyła "cztery klasy", zna trochę francuski i muzykę, "wybiera się z domu, by zarabiać na życie", postanowiono że może ona przyjechać na cały rok do Serbinowa, gdzie - w zamian za pomoc - byłaby traktowana jak córka. W związku z jej przyjazdem Niechcicowie postanowili też zakupić pianino, aby dzieci mogły uczyć się grać. III Hipolit i Urszula Niechcicowie osobiście przywieźli Ankę, która wyrosła już na piękną i pełną życia dziewczynę. Spędzili w Serbinowie dwa tygodnie. Pani Urszula grywała co dzień na nowym pianinie, sprawiając tym Barbarze dużą przyjemność. Poza tym wiele rozmawiano o starych znajomych. Niechcicowie dowiedzieli się między innymi o śmierci starego Krępskiego, o tym że Tadeusz Krępski objął po ojcu majątek i nieźle sobie radzi z jego zarządzaniem, o okolicznościach śmierci Jana Łady, który wypadł z rozpędzonej bryczki i zmarł na skutek wewnętrznego krwotoku oraz o przeprowadzce Ładziny do Warszawy i o zesłaniu politycznym jej syna Kazia. IV Anka roztaczała wokół siebie aurę spokoju i radości życia, dlatego szybko stała się ulubienicą całego otoczenia. Ponieważ lubiła tańczyć, wysyłano ją nieraz do Kalińca, aby pod opieką pani Michaliny mogła brać udział w zabawach. Tam również cieszyła się wielkim powodzeniem i mrała melu adoratorów, sama jednak nie darzyła żadnego z nich jakimś szczególnym uczuciem. Przystąpiła też do lekcji z dziećmi Niechciców. Tomaszek szybko zaczął w porze nauki znikać bez śladu, Emilka miała trudności ze skupieniem się, Agnisia zaś chłonęła wiedzę z wielkim zapałem. Ta ostatnia - tak dotychczas lubiąca samotność - przywiązała się do nauczycielki do tego stopnia, że pewną przykrość sprawiał jej fakt, iż Aneczka pieszczotą i ciepłymi słowami starała się zachęcić Emilkę do pracy, poświęcając jej przy tym bardzo dużo czasu. Córka Hipolita wniosła do domu Barbary i Bogumiła wiele radości i niezmiernie ożywiła panującą tu atmosferę. Ta sielanka jednak dobiegła końca w momencie, gdy nadszedł czas jej wyjazdu. Żal było jej rozstawać się z tym domem, ale ponieważ Hipolit pozbywał się właśnie majątku w Turobinie - chciała zobaczyć jeszcze swój rodzinny dom, przed wyjazdem z rodzicami do Warszawy, i dlatego nie mogła tego odłożyć. Pragnęła w przyszłości zostać aktorką, a choć nie miała w tej chwili do tego środków, wierzyła, iż w Warszawie łatwiej będzie mogła swe marzenia zrealizować. V Tego lata panią Barbarę trapiły liczne dolegliwości, co spowodowało, iż nie mogła tak, jak pragnęła, zająć się poszukiwaniem dla dzieci nowej nauczycielki. Do dawniej już odczuwanych bolesnych skurczy żołądka dołączyły się bóle serca, a później choroba wątroby. Kiedy boleści się nasilały, często jej jęki wyrywały ze snu Bogumiła oraz strwożone dzieci. Doktor Wettler z Nieznanowa, który przyjeżdżał już nieraz wcześniej do dzieci państwa Niechciców, wezwany pewnego razu z powodu bólu wątroby, twierdził że to nie jest jeszcze nic poważnego, ale pani Barbara nie bardzo mu wierzyła, prześladowana ciągle widmem raka i wady serca, wciąż straszyła męża swą zbliżającą się śmiercią. Lekarz sugerował też, że choroba ta może być skutkiem jakiegoś ciężkiego zmartwienia, jednak pani Niechcicowa nie potrafiła niczego takiego w ostatnim czasie odnaleźć. VI Pod koniec lata, czując się nieco lepiej, Barbara zaczęła przy pomocy znajomych poszukiwać nauczycielki. W końcu znaleziono odpowiadającą wymaganiom osobę. Była nią dwudziestoletnia Celim Mroczkówna, wywodząca się "ze starej, ale dawno już zubożałej szlachty". Nie potrafiła ona jednak sprawić, by dzieci w czasie lekcji się nie nudziły ani nawiązać z nimi bliższych stosunków. Młodsze dzieci stały się przez to "dokuczliwe i krnąbrne", Agnisia zaś próbowała wprawdzie nieraz skłonić nauczycielkę do uśmiechu i "rozruszać", ta jednak prawie nie reagowała, pozostając na te zabiegi obojętna. Dorosłym domownikom również nie udawało się z nią bliżej zapoznać, gdyż poza czasem pełnienia swych obowiązków przesiadywała w swoim pokoju przy książkach. Pani Barbara usiłowała wprawdzie nawiązać z panną kontakt wciągając ją w rozmowę na temat literatury, jednak spostrzegła, iż obowiązki domowe tak ją pochłonęły, iż sama bardzo się pod tym względem zaniedbała. Spostrzegła też, że nie ma już nawet czasu bardziej o siebie zadbać, gdyż prawie wszystko chciałaby zrobić sama i nie pozwala nikomu wyręczać się w obowiązkach. Rozpieszczała też dzieci sprzątając po nich często zabawki czy książki i uważając za łaskę z ich strony, że żyją. Nie potrafiła się jedynie skłonić do jednej czynności - szycia, które przywodziło jej na myśl czasy swego pobytu w Warszawie i osobę Józefa Toliboskiego. VII Wiosną było tak wiele pracy, że pani Barbara, mimo wcześniejszych postanowień, nie miała znów ani chwili czasu, którą mogłaby przeznaczyć na czytanie. Pewnej niedzieli, kiedy wszystkie pilniejsze prace zostały zakończone i można było nieco odpocząć, do pani Niechcicowej zeszła nieoczekiwanie panna Celina i zaczęła dzielić się wrażeniami na temat utworów swego ulubionego pisarza - Stanisława Przybyszewskiego. Polecała nawet pracodawczyni dziełko zatytułowane Nad morzem, ale usłyszawszy, iż traktuje ono o miłości, Barbara okazała swe zniechęcenie do tego typu literatury, czym spowodowała ponowne zamknięcie się w sobie młodej nauczycielki. Wydarzenie to jednak sprawiło, iż Barbara znów zatęskniła za życiem w mieście i nie omieszkała nadmienić o tym wieczorem mężowi, skarżąc się równocześnie na jednostajność wiejskiego życia. Tego dnia Bogumił pokazał żonie list z Paryża, w którym Daleniecki - zresztą już nie po raz pierwszy, wychwalał jego wspaniałe osiągnięcia w jedenastoletnim okresie zarządzania majątkiem i dawał mu wolną rękę w podejmowaniu decyzji, które zdaniem Bogumiła miały przynieść gospodarstwu korzyść. VIII Nocą panna Celina, która w tajemniczy sposób znalazła się na zewnątrz budynku, narobiła hałasu i pobudziła wszystkich domowników. Była pokaleczona i wystraszona. Tłumaczyła swoje zachowanie napadem bandytów, którzy przez jej pokój chcieli wtargnąć do domu. Niezwłocznie sprowadzono psy i zbadano otoczenie, ale poza drabiną przystawioną do okna pokoju młodej nauczycielki oraz śladami męskich stóp, nic nie znaleziono. Co dziwniejsze, zachowanie psów wskazywało, że w pobliżu nie ma i nie było nikogo obcego. Następnego dnia próbowano odtworzyć wypadki ubiegłej nocy. Sprawczyni zamieszania twierdziła, że usłyszawszy trzask zapalanej zapałki obudziła się i ujrzała w oknie twarz jakiegoś człowieka. Chciała wybiec z pokoju, ale drzwi były zamknięte i wydawało jej się, że słyszy za nimi odgłosy innych rabusiów, którzy podtrzymują je z zewnątrz. Uciekając przez okno próbowała zejść po przystawionej drabinie, ale poślizgnęła się i spadła. Domownicy doszli do wniosku, że to ktoś tutejszy chciał spłatać jakiegoś figla nauczycielce, a owi bandyci przytrzymujący drzwi byli wytworem jej fantazji, gdyż drzwi były zamknięte od wewnątrz - z pewnością przez nią samą, tylko w panice zapomniała o tym. IX Owa nocna przygoda na długo pozostała w pamięci mieszkańców Serbinowa. Następnego dnia Bogumił postał po doktora Wettlera, który po obejrzeniu stłuczonej nogi panny Celiny polecił sprowadzić chirurga z Kalińca i wspólnie z nim założył jej gips, gdyż noga była złamana. W czasie choroby domownicy przekonali się, że nienaturalna sztywność przejawiająca się w zachowaniu młodej nauczycielki wypływała z nieśmiałości i ambicji, które sprawiały, iż nigdy nie potrafiła uwierzyć we własne siły i z tego powodu wciąż kryła się przed ludźmi i unikała ich wzroku. Pewnego popołudnia usłyszała przypadkiem komentarz Felicji, służącej Niechciców, na temat przygody. Felicja twierdziła, że ktoś jej znany chciał dostać się do szynki, która niegdyś była wieszana w pokoju zajmowanym obecnie przez nauczycielkę, dziewczyna zaś straciła głowę obawiając się o swą cnotę, a może wyskoczyła goniąc za owym mężczyzną. Opinia ta bardzo dotknęła pannę Celinę i postanowiła jak najszybciej opuścić Serbinów. Wkrótce też po wyzdrowieniu wyjechała, żegnana z żalem przez domowników. Pamiętne wydarzenia wywarły niekorzystny wpływ na córki Niechciców, które często nocami nie mogły spać lub okazywały nieuzasadniony lęk. X W czerwcu zaczęły się poszukiwania nowej nauczycielki. Jednak nie można było o tej porze roku nikogo znaleźć i trzeba się było wstrzymać do jesieni. W międzyczasie Barbara dyskutowała z Bogumiłem nad sprawą dalszego kształcenia dzieci, które trzeba było kiedyś posłać wreszcie do szkoły, aby zaczęły przebywać "wśród ludzi". Minęło pracowicie spędzone lato i zbliżyła się jesień. Pani Barbara przez długi czas nie mogła się doprosić, aby mąż przygotował jej do podróży powóz, gdyż albo był zbyt zajęty i zapominał, albo potrzebował akurat koni do czego innego. Pewnego dnia jednak, kiedy pani Barbara była przekonana, iż jej kolejna prośba nie odniesie skutku, tym razem z powodu wizyty Żyda Szymszela, mąż wreszcie spełnił prośbę i mogła wyruszyć do Kalińca na poszukiwanie nauczycielki. Po powrocie stwierdziła, że osoba polecona i przedstawiona jej przez Michalinę nie odpowiada jej wymaganiom i namówiła małżonka na wyjazd następnego dnia w celu odwołania kontraktu. Po przyjeździe do Kalińca cierpliwość Barbary została wystawiona na ciężką próbę, gdyż Bogumił ciągle przypominał sobie jakieś sprawy, które - spędzając długi czas na wsi, zaniedbał, a które powinien załatwić. XI Niechcicowie dotarli w końcu do domu Ostrzeńskich, ale dowiedzieli się od Daniela, że jego małżonka znajduje się w sklepie (który prowadziła już od dłuższego czasu) i udali się tam wraz ze szwagrem. Michalina oznajmiła im, że dziewczyna mająca podjąć u nich posadę nauczycielki zrezygnowała. Przekazała im też wiadomość o ciężkiej chorobie radcy Joachima Ostrzeńskiego. Przed powrotem do Kalińca Niechcicowie zatrzymali się jeszcze niedaleko kramiku Żydówki Arkuszowej, która dla rodziny Ostrzeńskich żywiła wielką wdzięczność, gdyż w czasie, kiedy ona jako małe dziecko była chora, a jej matka cierpiała nędzę, pani Jadwiga Ostrzeńska - cierpiąc nędzę niewiele mniejszą - posyłała jej każdego dnia bułkę ze swych ubogich zapasów. Od Arkuszowej Niechcicowie dowiedzieli się, że Daleniecki zamierza za ich plecami sprzedać Serbinów oraz o tym, iż Szymszel jest miejscowym informatorem Dalenieckiego. Wiadomość ta bardzo wstrząsnęła Barbarą, która dziwiła się i denerwowała widząc opanowanie męża, który jej zdaniem nie przejmował się tym, że oboje z dziećmi niedługo stracą dach nad głową. Po powrocie do domu pani Niechcicowa, ku wielkiemu przerażeniu dzieci i męża, doznała gwałtownego ataku serca. Późną nocą, gdy dom już się uspokoił, a Barbara doszła do siebie, przybył posłaniec z depeszą zawierającą wiadomość o śmierci radcy Joachima Ostrzeńskiego. XII Po długich wahaniach - głównie ze strony Barbary - małżonkowie postanowili, że Bogumił pojedzie do oddalonych o kilka mil Piekar Wielkich na pogrzeb radcy Ostrzeńskiego. Pod jego nieobecność Niechcicowa zajęła się dawaniem dzieciom lekcji. Po kilku dniach Bogumił powrócił przywożąc wieść, że w testamencie pan Joachim między innymi zapisał Barbarze sześć tysięcy rubli. Niechcicowie doszli do wniosku, że w trakcie realizacji testamentu mogą wyniknąć jakieś kłopoty i nie wiązali z zapisem większych nadziei, jednak zaczęli planować, co uczynią z pieniędzmi, jeśli je otrzymają. Pani Barbara znów powróciła do myśli o przeniesieniu się do Kalińca, Bogumił zaś chciałby kupić Serbinów, którego prawo pierwokupu miał zagwarantowane w swej umowie. Jedno było pewne, suma ta uniezależniłaby ich od kombinacji Dalenieckiego. XIII Bogumił jeździł dwukrotnie do Kalińca, aby dowiedzieć się czegoś na temat formalności, jakie należało załatwić, aby wejść w posiadanie spadku, ponieważ tych formalności było bardzo dużo oraz wynikły przewidywane problemy, za drugim razem powrócił zniechęcony i oboje małżonkowie - jako ludzie, którym obca była nawet myśl o walkach i zabieganiu o czyjeś darowizny - przestali o owym spadku myśleć. Ponieważ zbliżała się zima, postanowili pojechać do Kalińca, aby dokonać niezbędnych zakupów. Zabrali ze sobą również Agnisię, pozostawiając młodsze dzieci pod opieką Felicji. Na zakończenie dnia udali się wspólnie do cukierni na podwieczorek. XIV W lokalu spotkali Daniela Ostrzeńskiego, który siedział tu wraz z najmłodszym synem, Bogdanem. Daniel zawsze pragnął mieć żonę blisko siebie, w domu, ona jednak ciągle była w ruchu robiąc interesy czy pracując społecznie. Ostatnio wiele czasu pochłaniało jej prowadzenie sklepu. Małżonek doszedł do wniosku, że znienawidzony przez niego sklep jest skutkiem potrzeb materialnych, których z kolei przyczyną byli jego dwaj starsi synowie i przeniósł na nich swą niechęć wywołaną niemożnością utrzymania żony w domu. Z tego samego powodu od najmłodszych lat wychowywał prawie całkowicie sam Bodzia, którego uczył trzymania się z dala od świata i przekazywał mu swą wiedzę oraz wpajał w niego zamiłowanie do nauki i rozrywek umysłowych. Trzy lata młodszy od Agnisi chłopiec potrafił ją zapędzić "w kozi róg" swymi pytaniami z dziedziny historii, geografii czy biologii i znajomością literatury. Tak stało się też podczas tego ich spotkania. XV Niechcicowie odwieźli Daniela z synem do domu, gdzie Barbara miała nadzieję spotkać Michalinę i dowiedzieć się czegoś w sprawie spadku. Jednak ku rozdrażnieniu pana Ostrzeńskiego Michaliny jeszcze nie było. Wychodząc po krótkiej chwili oczekiwania spotkali ją na schodach i dowiedzieli się, że dzięki jej zabiegom sprawa posuwa się naprzód i najdalej za miesiąc otrzymają pieniądze. Wspomniała ona o zasłyszanej pogłosce dotyczącej sprzedaży Serbinowa i radziła jak najszybciej ulokować gdzieś korzystnie kwotę otrzymaną w spadku. Pani Barbara poruszona ostatnimi słowami szwagierki w drodze powrotnej snuła pełne pesymizmu wizje przyszłości, Bogumił zaś - jak zawsze opanowany i trzeźwo myślący - był całkowicie zajęty sprawami gospodarstwa. XVI Wbrew zapewnieniom Michaliny sprawa spadku ciągnęła się przez zimę i wiosnę, aż Niechcicowie ponownie o niej zapomnieli. U progu lata zaczęły się dyskusje dotyczące przyszłości Agnisi, którą pora już była wysłać do jakiejś szkoły. Trudno im było dojść do porozumienia, gdyż Barbara chciała, aby Bogumił wziął na siebie ciężar odpowiedzialności a zarazem podjął decyzję zgodną z jej upodobaniem, on zaś uważał małżonkę za bardziej kompetentną w tym względzie i był gotów chętnie dopomagać w realizacji jej decyzji. Wysuwane przez niego propozycje szkoły rzemiosł czy "gimnazjum rządowego" (podporządkowanego oczywiście władzom rosyjskim) Barbara pogardliwie odrzucała. Stanęło na tym, iż Agnisia będzie uczęszczać do prywatnego gimnazjum w Kalińcu, prowadzonego przez panią Monikę Wenordenową, pochodzącą "z dobrej rodziny Niholmów, dawno od wieków spolszczonej, inteligentnej i postępowej". Bogumił z początku nie okazał zbytniego entuzjazmu tym wyborem, gdyż była to najdroższa szkoła, ale po namyśle doszedł do wniosku, że jednak ma ona przynajmniej dwie dobre strony: daje możliwość wychowania dziecka "do życia i do ludzi" oraz stwarza warunki dla dobrego opanowania obcych języków, których lekcje mają prowadzić rodowite cudzoziemki. Pani Barbara uparła się dodatkowo, aby córkę zapisać do owej szkoły jeszcze przed wakacjami i tak się też stało. XVII Wieczorem, po powrocie Barbary z Agnisią z Kalińca, okazało się, że dwoje młod szych dzieci gdzieś przepadło, na co nikt wcześniej nie zwrócił uwagi, a była to pora, kiedy zwykle były już w domu. Matka od razu wpadła w panikę twierdząc, że Tomaszek i Emilka utopili się w jednym z otaczających dom stawów. Tym razem nawet opanowany zwykle Bogumił dał się zarazić zbytnim niepokojem, na szczęście obawy okazały się nieuzasadnione, gdyż dzieci w tym czasie bawiły się w ogrodzie i same wkrótce się pojawiły. Później, rozmawiając z Bogumiłem, Barbara wstydziła się nieco swego zachowania, ale natychmiast wynalazła masę powodów, które miały uzasadniać jej pesymistyczne spojrzenie na życie. Zwierzyła się mężowi, że właścicielka szkoły nie wywarła na niej zbyt pozytywnego wrażenia, że Agnisia i Emilka są chorowite, a Tomaszek "nie bywa prawie wcale w domu", staje się coraz bardziej złośliwy, coraz więcej kłamie i wynosi z domu wiele rzeczy, które już się nie odnajdują. Doszła do wniosku, że odziedziczył charakter po swej mamce, którą swego czasu Bogumił musiał odprawić. Małżonek wszystkie te zastrzeżenia przyjmował z dobrotliwym uśmiechem, traktując je raczej jako kolejne drobne dziwactwa Barbary, co do Tomaszka twierdził zaś, że jest on taki sam jak inne dzieci, tylko jako chłopiec ma więcej zuchwałości i dlatego negatywne cechy są u niego bardziej widoczne. XVIII Tuż po rozpoczęciu żniw Niechcicowie otrzymali od Michaliny napisaną w pośpiechu wiadomość, iż sprawa spadku została pomyślnie zakończona i następnego dnia mają przybyć do kancelarii Wacława Holszańskiego, aby podpisać dokument i odebrać pieniądze. Nazajutrz, kiedy oboje siedzieli już w karecie, przyszła kolejna wiadomość, że Michalina pomyliła się, gdyż podpisanie aktu u rejenta odbędzie się dopiero za pięć dni. Bogumił ucieszył się z tego, ponieważ miał wiele pracy i wyjazd był mu nie na rękę, ale Barbara zdenerwowała się chaotycznym postępowaniem szwagierki. Małżonkowie znów zaczęli rozważać problem rozporządzenia pieniędzmi. Na prośbę Barbary Bogumił przedstawił swą wizję. Zamierzał on odkupić od pana Woynarowskiego, który chciał rozparcelować swój majątek w Pamiętowie, dwie włóki pola z dworkiem i ogrodem. Miałoby to kosztować co prawda dwanaście tysięcy rubli, ale Bogumił był pewny, że biorąc pożyczkę będzie w stanie zapłacić należność. Barbara jednak oburzyła się słysząc te plany i natychmiast zaczęła wyciągać różne prawdopodobne i nieprawdopodobne okoliczności, które sprawią, iż takie postępowanie doprowadzi ich do kompletnej ruiny. Następnego dnia, a była to niedziela, Bogumił nieśmiało poruszył ponownie ów problem twierdząc, że nie będzie dysponować pieniędzmi wbrew woli małżonki i poprosił ją o wyrażenie zdania. Barbara stwierdziła, że najlepiej będzie - przede wszystkim ze względu na dzieci i mniejszą liczbę związanych z tym problemów - zakupić kamienicę w Kalińcu lub Warszawie, gdzie pani Barbara mogłaby zająć się prowadzeniem domu, dzieci mogłyby spokojnie chodzić do szkoły bez potrzeby płacenia wysokich kwot za stancję. Bogumił oczywiście mógłby pozostać nadal w Serbinowie i zaopatrzyłby ją we wszystko, czego by potrzebowała. Po krótkim namyśle Bogumił wyraził zgodę na takie rozwiązanie, choć czynił to ze smutkiem, ponieważ miało to doprowadzić do rozłąki z ukochaną żoną, czego od dawna już się obawiał. XIX W środę, w dzień załatwienia spraw u rejenta, pani Barbara miała od rana wspaniały humor, co bardzo ucieszyło Bogumiła. Do Kalińca przybyli nieco za wcześnie i trochę czekali na innych spadkobierców i Holszańskiego. Między innymi pojawił się Lucjan Kociełł, którego mizerny wygląd zaskoczył Barbarę. Lucjan stwierdził najpierw, iż jego córki - zamężna od niedawna Oktawia i zaręczona Sabina - otrzymały "po połowie szczęścia", gdyż Oktawia poślubiła człowieka dobrze sytuowanego, jej młodsza siostra zaś za narzeczonego miała człowieka ubogiego, ale był to związek oparty na wielkiej miłości. Później zwierzył się z zamiaru sprzedania cementowni i chęci zakupu kawałka ziemi, na której będzie osobiście pracować i wybuduje dom, gdyż chce wreszcie zobaczyć jak z jego pracy "powstaje coś realnego, a nie tylko banknoty i banknoty". Stwierdził też, że przy obecnym układzie politycznym można jedynie robić pieniądze, ponieważ wszelkie próby rozwoju gospodarczego kraju napotykają ze strony "władz centralnych" bariery nie do pokonania. XX U rejenta załatwiono sprawę bardzo szybko i Niechcicowie z gotówką w kieszeni wy brali się na obiad do Hotelu Europejskiego. W drodze spotkali Żydówkę Arkuszową, która właśnie ich poszukiwała. Zaprowadziła ich do pięcioletniej, dwupiętrowej kamienicy, oddalonej nieco od rynku, ale położonej w miejscu, gdzie właśnie wznoszono kilka nowych budynków. Okazało się, że dom ten jest przeznaczony na sprzedaż i to na dość korzystnych warunkach. Niechcicom spodobał się wspaniały ogród przynależący również do posiadłości oraz fakt, że w niedługiej przyszłości w pobliżu miały stanąć nowe szkoły i banki. Choć kamienica kosztować miała 15 000 rubli, postanowili spotkać się z właścicielem, a ponieważ chwilowo był on nieobecny, poszli zjeść obiad, by potem powrócić. Natknęli się po drodze na Michalinę, która oznajmiła im, że rodzina zebrała się właśnie u niej na obiedzie i wszyscy czekają tylko na przybycie państwa Niechciców. XXI W domu Ostrzeńskich panowała ożywiona atmosfera. Podano obiad i rozpoczęły się zwykłe towarzyskie rozmowy. Jednak w końcu Anzelm, syn Michaliny,

Streszczenie "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej

Materiały

Obraz klęski powstania styczniowego Stefan Żeromski w opowiadaniu \"Rozdzióbią nas kruki, wrony...\" ukazuje haniebną śmierć powstańca Andrzeja \"Winrycha\" Boryckiego z rąk Moskali. Bohater jest symbolem narodu, który broni się. Stado wron obsiada zwłoki, a jedna z nich przebija dziobem czaszkę i dostaje się do mózgu. Narrator nazywa mózg Winrycha \"ostatnią fortecą polskiego pow...

Satyra a bajka 6.Satyra jako gatunek literacki. Satyra a bajka. Satyra to utwór ośmieszający lub piętnujący opisywane w nim zjawiska. Są one często przerysowane, przejaskrawione, pokazane w \"krzywym zwierciadle\". Autorzy chętnie posługują się ironią, kpiną czy karykaturą. Satyra może być składnikiem rozmaitych gatunków (komedia, powieść, skecz, piosenka)...

Problematyka patriotyczna w literaturze polskiego odrodzenia Problematyka patriotyczna w literaturze i publicystyce polskiego odrodzenia Dorobek pisarzy i poetów renesansowych obfituje w różne ujęcia społecznej i dotyczącej państwa tematyki. Postawy patriotyczne wykazują niemal wszyscy humaniści, wszystkie światłe umysły tej epoki. Już Mikołaj Rej w „Żywocie człowieka poczciwego” wspomin...

"Jeśli masz dwie drogi do wyboru wybieraj zawsze trudniejszą dla siebie" - postulat heroizmu w literaturze XX w. „JEŚLI MASZ DWIE DROGI DO WYBORU WYBIERAJ ZAWSZE TRUDNIEJSZĄ DLA SIEBIE” - POSTULAT HEROIZMU MORALNEGO W LITERATURZE XX WIEKU. I Wiek XX - czasem gwałtownych przemian społeczno-politycznych wpływających na kształtowanie się światopoglądu, kanonów postępowania i wartości. 1. - Europa na przełomie wieków: a) nastroje katastrofi...

Co to jest produkt? Produktem nazywamy każdy obiekt rynkowej wymiany, albo wszystko, co można oferować na rynku. Pojęcia produktu nie należy wiec utożsamiać tylko z obiektami materialnymi. Produktem może być dobro materialne, usługa, miejsce, organizacja, idea. Wiele produktów może być kombinacją czynników materialnych i niematerialnych (np. wymiana zużytych części...

"Fortepian Szopena" Cypriana Norwida XCIX. Fortepian Szopena Utwór ten został przez Norwida umieszczony na przedostatniej pozycji wśród innych składających się na cykl Vade-mecum. Poeta wypowiada się tu na temat muzyki Szopena (pozostańmy przy spo¬lszczonej pisowni nazwiska), jego osoby oraz przywołuje symbole zdolne oddać wielkość artysty i znaczenie jego utworów dla na...

"Makbet" - utwór o winie człowieka Temat: Makbet jako utwór omawiający winę człowieka i jego ciemne namiętności. William Szekspir , ur. 23 IV 1564 w Stratfordzie , był wybitnym dramaturgiem i poetą angielskim. Jego twórczość odegrała wybitną rolę w kształtowaniu się nowożytnego teatru europejskiego. Sztuki Williama Szekspira początkowo entuzjastycznie przyjmowane przez współ...

Pouczający charakter literatury oświecenia Temat: Dydaktyczny charakter literatury oświecenia. Oświecenie – przesiąknięta utylitaryzmem i zaangażowaniem ludzi w nauczanie niższych warstw społecznych epoka różni się wyraźnie od niedawno panującego baroku. Do głosu zaczyna dochodzić rozum i poznawanie świata . Panuje przekonanie , że wszystko można wyjaśnić w logiczny sposób . T...